kocham
biżuterię, to fakt. rozważania z cyklu: dlaczego, po co, kiedy, jak i gdzie
pozostawię na później, albo na świętego Nigdy, co jest bardziej prawdopodobne. myśl
na dziś jest inna.
wracając
do początku, kocham biżuterię, ale nie przez wartość materialną, którą za sobą
czasami niesie. liczy się sentyment. to, że przypomina nam ona o czymś ważnym. albo o kimś ważnym. nigdy, przenigdy nie zamieniłabym plastikowego pierścionka,
za którym idzie jakaś historia, w zamian za złoto i brylanty. ot choćby ten
krzyżyk. obecnie chyba najistotniejsza dla mnie rzecz. dostałam go od Cioci,
gdy w gimnazjum pokonywałam kolejne etapy olimpiady historycznej. denerwowałam
się jak diabli, ale Ciocia zawsze ze stoickim spokojem mówiła, że sobie
poradzę. może dla niektórych to nic, chleb powszedni, kolejny slogan. a jednak. dzięki temu, ten krzyżyk nie jest po prostu zawieszką o kształcie krzyża,
symbolem religijnym, jest o wiele ważniejszy. najważniejszy.
ostatnio było mało zdjęć, więc dzisiaj zaszalałam, nie znam umiaru.
tak, but mi się rozpiął.
jacket: pull&bear / tshirt: sh / boots: from my Aunt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz